Sandomierscy chórzyści w Niemczech

Wszystkie informacje o naszej szkole

Tego lata w dniach od 10.07 - 18.07.2004 roku odbył się w Niemczech XXXII Kongres Chórów Pueri Cantores, na który zjechała się młodzież z całego świata. Chór I Liceum Ogólnokształcącego Collegium Gostomianum należy do Federacji Pueri Cantores od 2001 roku. Kongres ten stał się więc szansą na prezentację rodzimego chóru poza granicami kraju. Nic więc dziwnego, iż ostatni rok przed wyjazdem przebiegł pod znakiem żmudnych przygotowań. Uczniowie pod okiem dyrygent Magdaleny Głowackiej udoskonalali swój repertuar. Szczególnie intensywne przygotowania i kilkugodzinne próby odbywały się na 3 tygodnie przed wyjazdem. Poza panią dyrygent, która czuwała nad repertuarem, stroną wokalną, organizacją całego przedsięwzięcia zajmowała się pani prof. Agata Sobolewska, która jest opiekunem chóru Collegium Gostomianum. W ramach Kongresu wszystkie chóry zagraniczne koncertowały najpierw w różnych miejscowościach na terenie całych Niemiec, a 14.07. każdy z nich miał przyjechać do Kolonii. Miejscem pierwszego etapu, do którego dążyła sandomierska młodzież, było Markdorf - miasto położone nad Jeziorem Bodeńskim.

A oto jak wspominają całą wyprawę uczestnicy. Dnia 9.07. nastąpił długo oczekiwany przez wszystkich wyjazd. Pożegnaliśmy swoje rodziny oraz obecnego przy wyjeździe pana dyrektora Jana Świtalskiego, śpiewając dwa utwory. Po drodze do Markdorf (docelowego miejsca podróży) zatrzymaliśmy się w Ulm - mieście, w którym urodził się Albert Einstein. Po częściowym zwiedzeniu miasta udaliśmy się do tamtejszej katedry, w której zaśpiewaliśmy kilka utworów. Jakież było nasze zdziwienie gdy nasz skromny i krótki występ został nagrodzony oklaskami zgromadzonych tam turystów. Ten moment był dla nas niesłychanie ważny. Dodało nam to wiary w nasze siły i uświadomiliśmy sobie, że nasze występy mogą się podobać. Takie spontaniczne koncerty w zwiedzanych kościołach potem stały się już naszą tradycją. Zawsze spotykaliśmy się z akceptacją i wielkim uznaniem słuchaczy. Dopiero po 25 godzinach dotarliśmy do Markdorf - małego, ale jakże uroczego miasteczka położonego nad Jeziorem Bodeńskim. To był nasz pierwszy "przystanek artystyczny". Tam właśnie w pobliskim kościele, odbył się nasz pierwszy koncert. Był on naszą prezentacją dla rodzin, które miały przyjąć nas do swoich domów. Bezpośrednio po nim udaliśmy się do rodzin niemieckich. Każdy z nas czuł strach, gdyż nie wiedzieliśmy jak zostaniemy przyjęci. Nasze obawy były jednak zupełnie niepotrzebne ponieważ zostaliśmy ugoszczeni naprawdę fantastycznie. Oprócz obficie zastawionego stołu przy śniadaniu, każdy z nas otrzymywał na cały dzień mnóstwo jedzenia, a nawet drobne kieszonkowe. Rodziny z Markdorf żartowały, że musimy korzystać z tej gościnności, bo nie wiadomo na jakie osoby trafimy w Kolonii. Organizacją całego naszego pobytu w Markdorf zajmował się pan Christian Ringendahl, który jest organistą w tamtejszym kościele. Dnia 11.07. wyjechaliśmy do Singen, gdzie rozpoczął się cały kongres. Po krótkim nabożeństwie wszyscy udali się do Ratusza, gdzie obecny burmistrz Singen przywitał nas bardzo gorąco. Tu właśnie po raz pierwszy poznaliśmy chóry, które towarzyszyły nam przez cały pobyt nad Jeziorem Bodeńskim. Następnie udaliśmy się do Markdorf, gdzie odbył się festyn, na którym mieliśmy niezmierną przyjemność zaśpiewać polskie utwory ludowe. Nasz występ został nagrodzony niezwykle długimi i intensywnymi brawami. To życzliwość i ciepło. Zachowywali się jak jedna wielka rodzina. Nie było między nimi zazdrości ani zawiści. O takim czymś nie było mowy! W nagrodę z nasz występ zostaliśmy obdarowani przez nich pysznym obiadem. Po wspaniałym posiłku mieliśmy okazję uczestniczyć w niezwykłej i niepowtarzalnej prezentacji organów w Kościele św. Mikołaja w Markdorf. Prezentacja właściwie koncert zorganizował znany nam już pan Christian. Dowiedzieliśmy się, że daje on koncerty na całym świecie. Naszym marzeniem jest aby w przyszłym roku przyjechał do Sandomierza. Pan Christian bardzo szczegółowo opowiedział nam o niezliczonych możliwościach tego wyjątkowego instrumentu. Każdy z nas mógł dotknąć serca organów, czyli miejsc; w którym znajduje się 2 tysiące piszczałek. Program pobytu w Markdorf b) bardzo napięty. Obejmował nasze występy jak również atrakcje turystyczne Udaliśmy się więc na wycieczkę w góry. Pan Christian zabrał nas na najwyższe wzniesienie w Markdorf, z którego przy pięknej pogodzie rozciąga się widok na Jezioro Bodeńskie i Alpy Szwajcarskie. Niestety mieliśmy pecha gdyż podczas naszej wyprawy zaczął padać deszcz. Jednak, gdy znaleźliśmy) się na szczycie, pogoda wynagrodziła nam to, ofiarując przepiękną tęczę Trochę zmęczeni, jednak bardzo szczęśliwi udaliśmy się do domów.

12 lipca to dzień przeznaczony na turystykę. Wraz ze znanymi nam już chórami z Francji i Włoch pojechaliśmy na Wyspę Reichenau. Tam też odbyliśmy ekscytującą podróż statkiem po Jeziorze Bodeńskim. Na wyspie stał; się rzecz nieoczekiwana, która jeszcze bardziej zbliżyła dwa podróżując! ze sobą chóry. Wraz z Francuzami rozegraliśmy mecz w piłkę nożną. To byłe coś wspaniałego. Na zwykłym boisku zgromadzili się wszyscy, dziewczyn} i chłopaki. Warto wspomnieć, że na bramce stał pan Paweł - jeden z naszych sympatycznych kierowców. Drugi z nich, to równie miły pan Piotr, który postanowił nam kibicować. Musimy nadmienić, iż jesteśmy już z nimi umówieni na kolejne tourne. Ten fascynujący mecz zakończył się wynikiem 1:1 Nie tylko reprezentowaliśmy Polskę w dziedzinie muzyki, ale wypadliśmy) dobrze jako sportowcy. Na szczęście nikt z drużyny francuskiej nie zosta kontuzjowany, ponieważ wieczorem miał odbywał się ich "komercyjny' koncert, na którym wśród licznie zgromadzonej publiczności, my byliśmy) prawdziwą grupą fanów. Pod koniec koncertu nagrodziliśmy jako jedyny nasz zaprzyjaźniony chór owacjami na stojąco. Po tym występie przyszła pora na chwilę refleksji. Nasze rozmyślania były skierowane w stronę tego jak ważna jest nauka języków obcych. Przecież gdybyśmy nie znali angielskiego niemożliwe byłoby porozumienie się z nimi. Jednak bez probierni nawiązywaliśmy długie rozmowy, a przez to zacieśniały się relacje miedz) nami. Po tym wspaniałym koncercie mogliśmy dowiedzieć się paru szczegółów o pracy francuskiego chóru Maitrise d'Antony. Byliśmy ciekawi jat przebiega ich praca i co sprawia, że osiągnęli tak wysoki poziom. Stwierdził to czego chyba wszyscy się spodziewaliśmy. Trzy lata wspólnego śpiewania w jednym liceum to zdecydowanie za mało. Uczniowie chóru z Francji: tak jak my uczęszczają do jednej szkoły. Jednak tam edukacja zaczyna się w 10 roku życia, a kończy po maturze. Poza tym próby tego chóru odbywają się w ramach zajęć lekcyjnych i jest ich ok. 4-5godz. tygodniowo. Po tej rozmowie długo dyskutowaliśmy o przyszłości naszego chóru. Wnioski były taki iż szkoda, że niemodne jest rozbudzanie w dzieciach, od najmłodszych lat pasji śpiewania. Jednak taki stan rzeczy jest skutkiem wielu niedociągnięć Oprócz nas były tam osoby z chóru francuskiego, chór z Katanii oraz chóry niemieckie. Było to ostatnie spotkanie w takim składzie przed wyjazdem do Kolonii. Była to wyjątkowa chwila, gdyż każdy trzymał w ręku zapaloną świecę. W oczach wielu z nas pojawiły się łzy. Równie wzruszające były momenty, w których tę samą pieśń każdy chór śpiewał w swoim ojczystym języku. Po tej pięknej i jakże uroczystej Mszy św. zaczęliśmy umawiać się na spotkania w Kolonii. Dnia 14.07. zaczął się kolejny etap naszej podróży. Z samego rana zebraliśmy się koło autokaru, gdzie pożegnaliśmy się z naszymi kochanymi rodzinami. To była bardzo smutna chwila. Płakaliśmy my i oni (nawet jeszcze bardziej). Ciężko było się z nimi rozstawać, bo to naprawdę wspaniali ludzie. Po 8 godzinach podróżowania przez Niemcy dotarliśmy do Kolonii. Na miejscu czekały już na nas osoby, u których mieliśmy spędzić pozostałe 4 dni. Przewidywania rodzin z Markdorf okazały się być na wyrost, gdyż w Kolonii zostaliśmy ugoszczeni równie wspaniale. Po pierwszym dniu Michał stwierdził: "Rodziny w Kolonii są równie sympatyczne i bardzo ich polubiliśmy". Po zakwaterowaniu udaliśmy się na wytyczone przez organizatora miejsce, z którego wyruszyć miała procesja 170 chórów z całego świata. Wyprawa ta zakończyła się wspólnym śpiewaniem w katedrze kolońskiej. Po raz pierwszy poczuliśmy jak ogromne to przedsięwzięcie organizacyjne i jak wielu kolejnych wzruszeń możemy się jeszcze spodziewać. Możliwość śpiewania w chórze składającym się z 6 tysięcy członków to przeżycie jedyne w swoim rodzaju. Poczuliśmy się wyróżnieni przez los. To była niezapomniana chwila. 15.07. na Roncalliplatz (ogromny plac przy katedrze) odbyło się uroczyste rozpoczęcie II etapu Kongresu Chórów Pueri Cantores. Od tej pory wszystkie wspólne spotkania odbywały się właśnie na tym placu. Każdy chór miał odgórnie przydzielony sektor z miejscami siedzącymi. Po tym wydarzeniu udaliśmy się na posiłek. Obiady i kolacje odbywały się w wielkim budynku, który nazywa się Maternushaus. Organizacja była bardzo sprawna. Dzięki niej dla nikogo nie zabrakło ciepłego posiłku. Teraz miała nastąpić wyjątkowa chwila dla chórów- jednak tym razem tylko polskich- była to Msza św. To było niezapomniane przeżycie. Wraz z innymi 14 chórami polskimi m.in. z Warszawy, Poznania, Wrocławia oraz Lublina śpiewaliśmy polskie pieśni. Wszystkimi dyrygował prof. Stefan Stuligrosz, który był również kompozytorem niektórych utworów przez nas wykonywanych. Po tak pięknie spędzony dniu wróciliśmy do domów. Kolejny dzień i następny koncert. Tym razem udaliśmy się do filharmonii, aby wysłuchać popisów naszych kolegów. Wśród chórów ze Sri Lanki, Kanady i Niemiec, najlepiej wypadł młodzieżowy chór z Warszawy - Laudate Dominum. Byliśmy z nich dumni.

Po wysłuchaniu koncertu udaliśmy się na Roncalliplatz, gdzie odbył się Festyn Narodów. Pomimo zmęczenia wszyscy wspaniale się bawiliśmy przy muzyce najlepszych zespołów niemieckich. Mimo udanej zabawy musieliśmy opuścić plac, gdyż czekała na nas próba przed najważniejszym występem, który miał odbyć się o północy w katedrze kolońskiej. Sama próba dostarczyła nam dużo wrażeń, gdyż odbywała się w pomieszczeniu tuż pod sklepieniem katedry. W międzyczasie rozpoczęło się widowisko "światło i dźwięk". Cały tłum z Roncalliplatz przeniósł się do katedry by oglądać niezwykły pokaz oświetlenia z efektami laserowymi. Z zazdrością nasłuchiwaliśmy owacji dobiegających z dołu. Staraliśmy się dobrze wypaść na próbie, aby jak najszybciej udać się na to widowisko. Okazało się, że mogliśmy obserwować te efekty w najlepszym miejscu katedry-w prezbiterium, gdzie nie było nikogo poza nami. A to wszystko dzięki próbie. Po zakończeniu tego pokazu podeszła do nas grupa biskupów i jeden z nich przez swojego tłumacza zapytał czy może będziemy nocować w katedrze. My odparliśmy, że czekamy na nasz występ, które za chwile miał się odbyć. Okazało się, że był to kardynał Niemiec- Joachim Meisner. Pochwalił się znajomością paru słów w języku polskim i wyznał, że jego ulubioną pieśnią jest "Gaude Mater Polonia". Oczywiście nie pozostało nam nic innego jak mu ją zaśpiewać. Kardynał był oczarowany wykonaniem tej pieśni przez nasz chór. Solowy występ przebiegł inaczej niż przewidywaliśmy. Ze względów organizacyjnych mogliśmy zaśpiewać mniej utworów niż to było planowane. Nasz krótki popis zgromadzona publiczność kongresowa nagrodziła głośnymi oklaskami. Każdy odczuwał niedosyt i ogarnęła nas niesamowita chęć śpiewania. Nadarzyła się okazja, aby zaspokoić nasze pragnienie. Polskie małżeństwo mieszkające w Niemczech, po naszym występie w katedrze bardzo chciało wysłuchać innych utworów. Ustawiliśmy się szybko na schodach przed katedrą i zaczęliśmy śpiewać. Po chwili zgromadził się tłum turystów i przechodniów., który z wielka przyjemnością wysłuchał naszego koncertu na świeżym powietrzu o godzinie drugiej nad ranem. Po dniu, który obfitował w wiele bardzo pozytywnych przeżyć, zbliżał się moment, którego nikt z nas nie chciał. Była to niedziela, czyli dzień wyjazdu. Przed południem na Roncalliplatz odbyło się nabożeństwo pożegnalne. Po nim z bólem serca udaliśmy się do autokaru. Wszyscy bezpiecznie dotarliśmy do swoich domów i na pewno nie zapomnimy tej wspaniałej wyprawy.

Każdy dzień tego wyjazdu obfitował i bogacił nas w nowe doświadczenia, wiedzę i doznania, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Kiedy śpiewaliśmy utwory ze śpiewnika, który wcześniej otrzymaliśmy od organizatorów, głosy chórów z całego świata połączyły się w jednej pieśni-to był przepiękny chóralny śpiew, który dostarczał ogromnych wzruszeń. Mimo, iż śpiewaliśmy w różnych językach, to tak naprawdę stanowiliśmy jeden wspaniały chór młodych ludzi, których łączy bardzo wiele. Przede wszystkim chęć niesienia pokoju, jak również umiłowanie do muzyki. Dobrze wiedzieliśmy po co tam się udajemy. Ten kongres to pewnego rodzaju misja i zadanie dla nas- nowego pokolenia, które może zmienić świat, ale tylko na lepsze.

Patronem chóru jest Zakład Gazowniczy w Sandomierzu.
Sponsorzy:

  • Kazimierz Płaza (dyr. Zakładu Gazowniczego)
  • Jerzy Borowski (Burmistrz)
  • Ryszard Kasperek (Kurator Świętokrzyski)
  • radny miejski, który przeznacza swoje diety na potrzeby chóru

Malwina Słonina kl. IIb ILO
Goworek, 07-08.2004 r.