Projekt Comenius: Karol V – Europa widziana z góry (10.2014)
W dniach 4-12 października 2014 r. młodzież z naszej szkoły na specjalne zaproszenie naszych zachodnich sąsiadów z Goethe-Gymnasium w Emmendingen (Niemcy) wzięła udział w projekcie Comenius: "Karol V – Europa widziana z góry" . Koordynatorem wyjazdu był pan profesor Zbigniew Drobek, opiekę sprawował również pan profesor Zbigniew Wójcik. Poniżej kilka impresji z naszego wyjazdu, a także relacja pewnego naocznego świadka.
(zd)
Wspomnienia z udziału w projekcie Comenius (4.10-12.10.2014 r.)
4 października w samo południe (prawie) razem z grupą uczniów: Alą, Anią, Angeliką, Patrycją i Danielem i dwójką profesorów: Zbigniewem Drobkiem ("Junior") i Zbigniewem Wójcikiem ("Senior") udaliśmy się w podróż do naszego partnerskiego miasta Emmendingen. Przed wyjazdem (o dziwo) nie miałam obaw. Zdawałam sobie sprawę, iż przez pierwsze dni będzie bardzo trudno przyzwyczaić się do mówienia głównie w j. angielskim i j. niemieckim, ale już od początku przez głowę przebiegała mi myśl, iż będzie to wyjątkowy czas. W czasie podróży poznałam i zaprzyjaźniłam się z dziewczynami – jak to mówił klasyk: "autobus zbliża ludzi". Podróż strasznie mi się dłużyła. Nie mogłam uwierzyć, iż da się jechać do Krakowa 5 godz. (normalnie 2-3 godz.)! Poza tym, Patrycja chrapała mi za uchem, co utrudniało zaśnięcie (spała "na wiewióra"). Na dworzec we Freiburgu dotarliśmy w niedzielę około godziny 13.00. Jedynym moim marzeniem była wtedy ciepła kąpiel i wygodne łóżko. Ale cóż, nie było tak łatwo. Na przywitanie wyszedł nam pan profesor Becker, koordynator projektu Comenius z naszego partnerskiego liceum Goethe-Gymnasium (miły człowiek). Do Emmendingen dotarliśmy 1 godz. później. I zaczęło się: uściski, uśmiechy. Na dworzec przyjechali nasi niemieccy gospodarze (jak to brzmi!) wraz z rodzicami. Byłam tak oszołomiona, iż z trudem odpowiadałam na pytania zadawane w j. angielskim. Okazało się, iż moja gospodyni nie dotarła na czas i będę musiała poczekać w domu jej koleżanki. Jakie było moje zdziwieni, gdy zobaczyłam Marinę razem z mamą. Nie pasowała mi do utartego stereotypu Niemki. Była szalona, nieco roztargniona i bardzo gadatliwa. Czułam, że za Chiny Ludowe się z nią nie dogadam. Byłyśmy jak dwa żywioły ogień i woda. Ale to ten ogień stał się przez następnym tydzień moim najlepszym przyjacielem i najwspanialszym opiekunem. Przez następne dni mieliśmy bardzo skrzętnie zaplanowany grafik. Zwiedzaliśmy miasta: Emmendingen, Freiburg, Mannheim i Heidelberg, poznawaliśmy pozostałych uczestników projektu Comenius: Francuzów i Włochów oraz uczestniczyliśmy w lekcjach w Goethe-Gymnasium. To wszystko było niesamowite i ekscytujące. Ale najlepsze i najbardziej niezapomniane były wieczory. To one organizowane przez naszych gospodarzy zbliżały wszystkich do siebie i dawały szansę poznania innych bliżej. Wypady na kręgle, laser tag czy po prostu na miasto to było coś, czego nigdy nie zapomnę! Dużo śmiechu zapewniały nam rozmowy z naszymi kolegami z innych krajów i nauka ich (jakże trudnego i obfitującego w niezliczone pułapki :D) języka polskiego. Najlepiej wychodziło im mówienie: "dobranoc", "kocham Cię", "tęsknię", "cześć", ale najlepiej zapamiętywali trochę bardziej nieprzyzwoite słowa (:D). Cały tydzień minął bardzo szybko (za szybko!). Szczególnie po wyprawie do parku rozrywki Europa-Park w Rust, gdzie razem z naszymi niemieckimi gospodarzami zjeżdżaliśmy z trzech największych i najszybszych roller coasterów w Niemczech. Ala koniecznie chciała, by nie zwymiotować (pewnie, by skręciło i wylądowało na Ani :D), a ja, by po prostu tylko przeżyć. Ale było warto! Najbardziej z podobała mi się przejażdżka roller coasterem Blue Fire, jego maksymalna prędkość wynosiła 115 km/g (gdyby mi powiedzieli wcześniej, nie wsiadłabym)! To był bardzo ciekawy dzień, szczególnie, gdy szukałam (kłóciłam się) z Patrycją o drogę powrotną "Gdzie jesteśmy?", "To nie w tą stronę!", "Trzymasz mapę do góry nogami!", "Później ja nie będę Ciebie szukać!". Z małymi trudnościami, ale znalazłyśmy drogę, chociaż nie wszyscy potrafili dobrze wykorzystać mapę (patrz: Daniel). Niestety nadszedł w końcu czas wyjazdu i pożegnań ("cmok, cmok" – Francuzi). Nie obyło się bez płaczu, ostatnich selfie i machania przez szybę ("A może ja wam otworzę to okno?" – pan kierowca). Mam nadzieję, że niedługo wszystkich zobaczę jeszcze raz!!!
Aleksandra Chyła, 1C